Wakacje po polsku
Etnoamator
W PRL etnoamator założyłby aluminiowy stelaż i ruszył w rajd po Beskidach, wyskakując na Giełdę Piosenki Turystycznej w bazie Pod Ponura Małapa w Szklarskiej Porębie. Dzisiaja do lekkiego plecaka wrzuca cieńki spiwór i butlę gazową wielkości malego rondla. I jedzie do Peru.
Przedstwieciela męskiego rozpozanasz po beżowych bojowkach, wersję damska po szerokich pumpiastycznych spodniach, alibabach, które można kupić na bazarach od Marka po Amerykę Łacińską. W reku dzierzy biblie backpackera (bo tak od angielskiego słowa backpack -plecak, nazywa się teraz etnoamatora), czyli przewodnik "Lonely Planet ". - I ta książka, choć bardzo pomocna, jest jego nieszcęsciem. Bo w tych samych lokalnych jadłodajniach albo wioskach opisanych jako nieodkryte, zmiast miejscowych spotyka zaopatrzonych w ten sam przewodnik przybyszów z Zachodu - śmieje się Marek Śliwka, jeden z bardziej znanaych polskich globtroterów i właściciel biura Logos Travel.
Stosunkowo nową kategrią etnoamatorów są zamożni wędrowcy po pięćdziesiątce, którzy w daleka wyprawę wolą pojechać z doświadczonym przwodnikiem. - Za wejście na Kilimandżaro czy włóczęge po Iranie są w stanie zaplacić ponad 10 tys. zl - mowi Marek Śliwka.