Gdyby w Stanach Zjednoczonych zaadresować list: Raj Na Ziemi, najprawdopodobniej zawędrowałby bez problemu prosto do Honolulu – stolicy Hawajów położonej na najbardziej turystycznej wyspie tego pacyficznego archipelagu - Oahu. 

W powszechnym amerykańskim wyobrażeniu Hawaje mają wymiar wręcz mitologiczny, jako miejsce najbardziej wymarzonych wakacji, czy też spędzenia miodowego miesiąca. Dla nas, Polaków przez wiele lat były wyłącznie abstrakcyjnym symbolem niedostępności. Dzisiaj, gdy opalenizna z „kanarów” przestała bulwersować szerokie towarzyskie kręgi, coraz częściej polscy snobi sięgają po środek ostateczny - HAWAJE! Niezależnie w jakim kolorze przywieziona stamtąd opalenizna, złota czy choćby banalnie brązowa, na pewno sprawi, iż kolor skóry na twarzach znajomych przybierze jakżesz miły dla powracającego z wywczasów kolor... zielony – z zazdrości.

Czy na Hawajach można zająć się czymś jeszcze poza próżniaczym zaleganiem na słynnej (i podobno najpiękniejszej na Ziemi) plaży Waikiki? Otóż jak najbardziej! Jedynie fanatycy smażenia się w ultrafiolecie poświęcą cały wolny czas na eksponowaniu coraz to innych partii swego boskiego ciała na nieludzko zatłoczonej plaży. Co rozsądniejsi, po pierwszym zachłyśnięciu się słoną wodą Pacyfiku odkryją, iż Hawaje to nie tylko możliwość leżenia próżniaczym odłogiem nad brzegiem oceanu - to COŚ więcej.

Rajski archipelag rozciąga się na długość 2400 km i składa się ze 136 wysp, wysepek i atoli. I choć z tej imponującej liczby tylko osiem wysp po wschodniej stronie ma znaczenie turystyczne, to jednak stanowią one razem aż 99% powierzchni całkowitej archipelagu. Co stanowi o sławie tego zakątka Ziemi? Dwa czynniki – klimat i krajobraz. I zaprawdę więcej nie trzeba. Średnia roczna temperatura waha się w granicach od 26 st.C „zimą” do 31 st.C latem. I to chyba wystarczy za cały komentarz. A krajobrazy? Stwórca nie do końca był sprawiedliwy przy obdarzaniu urodą różnych miejsc na Ziemi. Tutaj był wyjątkowo szczodry. Nawet na chyba najmniej uroczej wyspie Oahu jest jeszcze mnóstwo zaczarowanych miejsc poza gigantycznym zapleczem hotelowym, które tworzy stolicę 51-szego stanu USA – Honolulu. 
Miasto jest największą i najczęściej jedyną noclegownią dla turystycznych rzesz nacierających na Hawaje przez okrągły rok, bowiem przy takim klimacie trudno tu mówić o jakimś szczególnym sezonie. Turystów jest dużo, lub bardzo dużo (od połowy grudnia do kwietnia) i to jest cała różnica. Baza hotelowa jest przystosowana na miarę tej inwazji i naprawdę trudno nie znaleźć sobie gdzieś miejsca. Cena doby w hotelu trzygwiazdkowym wynosi ok.40-50 USD za dwuosobowy apartament – a więc wcale nie tak drogo w porównaniu z ...Mielnem w sezonie. Pewien problem może być z tańszymi hotelami, których jest zdecydowanie mniej, bo i zapotrzebowanie na nie jest dużo mniejsze – jeśli kogoś stać by tu przylecieć to znaczy, że szuka wakacji nie pod gruszą...ale raczej pod palmą na plaży i to w bliskim sąsiedztwie baru z chłodnymi drinkami. Równe cztery kilometry bieżące plaży Waikiki zapewnia te wygody łącznie z bajecznie ciepłym i czystym oceanem z falami wymarzonymi na surfing. Zresztą to właśnie na Hawajach wymyślono surfing, a na świecie upowszechnił go mistrz olimpijski Duke Kahanamoku – czystej krwi tubylec archipelagu, bowiem pamiętać należy, iż Hawaje, choć są częścią Stanów, to historycznie należą do wielkiej rodziny narodów polinezyjskich. To znaczy należały; po dwustu latach, które upłynęły od czasu odkrycia wysp przez kapitana Cooka w 1778 roku z 300 tys. rodzimych mieszkańców pozostało cały jeden tysiąc. Reszta została intensywnie ucywilizowana ...na wieki. Zanim to się stało tubylcy zdążyli, co prawda przezornie skonsumować kapitana Cooka ubitego w jednej z utarczek, ale niewiele to pomogło odmienić nieuchronny ich los, bowiem nie byli w stanie zjeść wszystkich białych intruzów.



Jeśli przesyt słońca, plaży i soli w gardle po regularnym topieniu się w czasie nauki surfingu (deski na nieszczęście są do wypożyczenia na każdym kroku, czego nie można powiedzieć o instruktorach) wygonią nas na stołeczne miasto Honolulu, nieuchronnie zagłębimy się w swojski labirynt pasaży handlowych z mało swojskimi cenami, bowiem większość sklepów nastawiona jest na dwie opcje: najbardziej markowe wyroby światowych firm oraz japońskich turystów, którzy je kupują. Dla skośnookich przybyszów wszędzie jest tanio, co staje się zrozumiałe, jeśli porównać japońskie zarobki (wysokie) do japońskich cen (bardzo wysokie). Ale popatrzeć można jak wszędzie za darmo. 

Bardziej ambitni wybrać się mogą do historycznego centrum stolicy szczycącej się jedynym autentycznym pałacem królewskim na obecnym terytorium USA. Nazywa się Iolani, a został wybudowany przez króla Kalakaua w 1882 roku w czasach gdy Hawaje były niepodległym królestwem zamieszkanym głównie przez rdzennych Hawajczyków. Niedaleko pałacu wznosi się pozłacany pomnik pierwszego króla Kamehamehy Wielkiego, który zaopatrzony w broń palną europejskich przybyszów zjednoczył Hawaje pod swoim uzbrojonym berłem, zdobywając wyspę za wyspą.W pałacu tym mieszkała ostatnia królowa niepodległego państwa - Liliukalani. W 1898 roku w wyniku spisku białych właścicieli plantacji, USA zostało „zmuszone” do udzielenia bratniej pomocy prześladowanym plantatorom i anektując Hawaje zastąpiły zacofaną monarchię postępową demokracją.

Zadumani krętymi wyboinami historii możemy udać się na dalszy ciąg refleksji do pobliskiej (pół godziny jazdy miejskim autobusem) bazy marynarki wojennej USA – Pearl Harbour. Do dzisiaj jest to największa amerykańska baza floty na Pacyfiku pełniąca rolę niezatapialnego lotniskowca. Nazwa Pearl Harbour budzi w Amerykanach podobne uczucia jak w Polsce Westerplatte: oznacza początek wojennej epopei rozpoczętej od równie zdradzieckiej napaści samolotów japońskich na amerykańską flotę Pacyfiku zacumowaną w zatoce. 

W dniu 7 grudnia 1941 ok. 8 rano niespodziewanym powietrznym atakiem Japończycy zatopili 6 okrętów, uszkadzając 12 innych. Straty były przerażające: 2403 zabitych, wobec 50-ciu strąconych Japończyków. Symbolem dramatu stał się tragiczny koniec pancernika USS Arizona, którego potężny wybuch po trafieniu bombą spowodował śmierć 1.177 marynarzy. Nad spoczywającym do dziś na dnie wrakiem wybudowano jeden z najbardziej oryginalnych pomników na świecie: ponad widocznym pod wodą kadłubem pancernika wsparto na podwodnych wysięgnikach poprzeczną platformę ozdobioną marmurową tablicą z nazwiskami poległych. Parę nazwisk polskich, ale najbardziej wstrząsające wrażenie robią serie identycznych nazwisk – to po tym dramacie kongres USA zabronił aby na tym samym okręcie służyli członkowie jednej rodziny.Z majaczącego jak zjawa okrętu do dziś wydobywają się plamy ropy specjalnie nie odpompowanej ze zbiorników, aby tęcza kolorów plam być może symbolizowała...wiązanki kwiatów? Zatopiony wrak jest zarazem jedynym tego typu cmentarzem na świecie, bowiem marynarze którzy mieli szczęście nie polec owego feralnego dnia i przeżyli wojenną zawieruchę, mają prawo na własne życzenie do pochówku pod wodą wewnątrz pancernika obok swoich towarzyszy broni. 

Do pomnika dostać się można płynąc specjalnym stateczkiem, zwykle wypełnionym turystyczną czeredą Amerykanów i .. ajakże – Japończyków, z których wielu dopiero w tym miejscu dowiaduje się, iż 58 lat temu USA było w stanie jakiejś wojny z Krajem Kwitnącej Wiśni. Podobno nie rzadko pada zaciekawione pytanie: a kto wygrał? Zważywszy, iż przeciętny Amerykanin (według statystyk) wydaje dziennie na Hawajach ok. 50 USD, a Japończyk 400 USD pytanie to chyba nie do końca jest takie śmieszne.

Przepełnieni nadmiarem zadumy możemy przewietrzyć umysł wybierając się poza Honolulu, choćby do pobliskiej Hanauma Bay – uważanej za najpiękniejszą zatokę świata. Jej plenery wykorzystano w filmie Blue Hawai z Elvisem Presleyem w roli głównej. W istocie, uroku jej nie brakuje – utworzona została w kraterze dawno wygasłego wulkanu, gdy jedna z jego ścian osłabiona atakiem oceanicznych fal runęła, otwierając tym drogę wdzierającej się wodzie. Z czasem krater wypełnił się piaskiem i zarósł koralami, tworząc istny rajski zakątek do wypoczynku. I choć rafa jest już martwa, a ryby tak oswojone, iż jedząc z ręki amerykańskie chipsy idą, czy może płyną? masowo w ślady rafy, to warto zajrzeć w choćby jedno popołudnie na tą jedyną na Hawajach płatną plażę. 
A wieczorem? Nie ma czasu na lenistwo. Najprzyjemniejszy sposób na zakończenie dnia to udział w tradycyjnej uczcie hawajskiej - luau. W świetle zachodzącego słońca, z kokosowym drinkiem w ręku, z lubieżnym wzrokiem utkwionym w polinezyjskie piękności zabawiające słynnym tańcem hula-hula, konsumujemy soczyste kęsy prosiaka wypieczonego w ziemnym piecu na gorących kamieniach. Kiedyś mógł to być jeszcze faszerowany pies, ale cóż, tradycje upadają. Przełykając podawane specjały z mglistą refleksją, iż kiedyś, w taki właśnie sposób przodkowie obsługujących nas tubylców skonsumowali kapitana Cooka, chwiejnym krokiem udajemy się na spoczynek.

A następnego dnia? Jeśli zasnęliśmy na plaży, obudzi nas bez wątpienia drobny ożywczy poranny kapuśniaczek. Brzmi to jak bajka, ale każdy dzionek rozpoczyna się delikatnym podlewaniem przyrody, aby już w trakcie nieprzerwanie słonecznego dnia jaśniała nam soczystą zielenią. Ta sympatyczna procedura powtarza się regularnie przez większą część roku, a spowodowana jest usytuowaniem Honolulu po stronie zawietrznej niewysokiego pasma gór biegnących dokładnie przez środek wyspy; chmury pędzone pacyficznym wiatrem z północy wytracają na stromych zboczach prawie całą wilgoć w ulewnej powodzi, która nie dociera już do miasta położonego po stronie południowej. Jedynie drobny deszczyk przedostaje się ponad górskim grzbietem, by po niedługim czasie uciec przed narastającą spiekotą dnia. To chwilowe połączenie deszczu ze słońcem daje w efekcie jeden z sympatyczniejszych akcentów całego pobytu na Rajskiej Wyspie – codzienną poranną tęczę. Czyż nie tak budzili się Adam z Ewą w Edenie? 
A jeśli dla kogoś rano, to gdzieś koło południa i wydawałoby się, iż po kolorowym spektaklu nic nie pozostało, to jeszcze nic straconego . Jest już tradycją w USA, iż każdy stan umieszcza na samochodowych tablicach rejestracyjnych rysunek jakiegoś najbardziej charakterystycznego obiektu ze swojego terytorium. Na przykład w Nowym Jorku jest to zarys Statuy Wolności, a w Honolulu – siedmiobarwny łuk porannej tęczy! Co więcej, nie ma żadnego problemu by pojeździć po wyspie samochodem z taką tęczową rejestracją, bowiem wypożyczalnie ( jak to w Stanach ) są na każdym kroku. A dla kandydatów na prawdziwych snobów istnieje nawet możliwość wypożyczenia luksusowego pojazdu na ... choćby godzinę. Dotyczy to takich marek jak Rolls-Roys, Lamborgini czy banalne w takim towarzystwie Porsche.

Dla wielu przybywających po raz pierwszy na Hawaje jest niespodzianką, iż poza bezczynnym opalaniem się jest tyle możliwości ciekawego spędzenia czasu. Jedną z atrakcyjniejszych propozycji jest całodzienna wyprawa do słynnego PCC, czyli Centrum Kultury Polinezyjskiej, gdzie za jedyne 65 USD możliwe jest zwiedzenie ogromnej Polinezji. Zamiast przemierzać cały Pacyfik docierając z wielkim trudem i po jeszcze większych kosztach do poszczególnych wyspiarskich państw zagubionych w bezmiarze oceanu, możemy niespiesznym spacerkiem pokonać te odległości w ciągu paru godzin: na terenie PCC Mormoni wybudowali rekonstrukcje wiosek z Tahiti, Fidżi, Samoa, Tonga, Nowej Zelandii i oczywiście z Hawajów. Wioski „zaludnione” są prawdziwymi tubylcami o inteligentnych twarzach i w oryginalnych narodowych strojach. Są to studenci tutejszego mormońskiego uniwersytetu, którzy za możliwość bezpłatnej nauki prezentują życie codzienne oraz ceremonie związane z różnymi uroczystościami ze swoich rodzimych wysp. Całość wieńczy wieczorne show w amfiteatrze, gdzie prezentowany jest m.in. słynny taniec z pochodniami w wykonaniu samoańskiego wodza Sielu Avea.A kto nie syt wrażeń, na następny dzień wybrać się może na największą wyspę Hawajów, czyli Hawaii, bo od nazwy tej właśnie wyspy wziął nazwę cały Archipelag. Tą 40-to minutową podróż odbywa się samolotowymi „tramwajami” linii lotniczych Hawaii Airlines. Jest to praktycznie jedyny środek transportu pomiędzy pobliskimi wyspami. Od czasu, gdy linie promowe zbankrutowały z powodu powietrznej konkurencji. Bilet kosztuje przeciętnie ok. 100 USD w obydwie strony i naprawdę nie jest to wielki wydatek, jeśli zważyć, iż dane nam jest dotrzeć do jednego z najciekawszych miejsc na świecie. 

Hawaii, zwana też Big Island czyli Wielka Wyspa jest najmłodszą wyspą archipelagu utworzoną przez aktywne w dalszym ciągu wulkany. Jeden z nich jest zarazem najwyższą górą na kuli ziemskiej o imponującej wysokości 10.204 m, z tego „tylko„ 4205m wznosi się ponad powierzchnią oceanu, bowiem pozostałe 5000m do dna skryte jest w odmętach. Jest to jedyne miejsce na Hawajach, gdzie można uprawiać narciarstwo! bowiem zbocza wulkanu pokrywa egzotyczna w tym klimacie śnieżna szata skrząca się w słońcu tropików, od której zresztą wzięła się nazwa tego kolosa – Mauna Kea, czyli Biała Góra. A nieopodal pomrukuje złowróżbnie następny wulkan – Kilauea, ciągle czynny dając niepowtarzalną okazję do obserwacji lawy spływającej z południowych stoków wprost do oceanu . Jest to zapierający dech w piersiach spektakl walki dwóch żywiołów. Na zboczach wulkanu bez trudu spotkać można stałego mieszkańca tego księżycowego krajobrazu - gęś Nene - jedyną przedstawicielkę tego gatunku, która obywa się bez wody! Do życia wystarczają jej gorące, wulkaniczne zbocza. Jeszcze do niedawna zagrożona wymarciem stała się „stanowym ptakiem”, czyli ptasim przedstawicielem Hawajów w USA. Jej morskim odpowiednikiem jest bajecznie kolorowa ryba o ciekawie brzmiącej polinezyjskiej nazwie: humuhumunukunukuapuaa !!! – i naprawdę jest to nazwa jednej ryby a lwiej ławicy!

Wyliczenie wszystkich atrakcji wyspy zajęłoby całkiem spory katalog. Wystarczy wspomnieć przepiękne wodospady Rainbow Falls i Akaka z kryształowo czystą wodą w porośniętym jurajskimi paprociami lesie, plantacje barwnych storczyków, nieskażony błękit Pacyfiku z wodą o temperaturze zawstydzającej nasz poczciwy Bałtyk, czy prawdziwie czarne plaże z piaskiem w kolorze asfaltu. Jak na tęczowy archipelag przystało jest na Hawajach jeszcze plaża w kolorze zielonym i czerwonym! A jeśli po pobycie na Big Island serce jest w stanie wytrzymać następną dawkę wrażeń, to pozostają jeszcze do zwiedzenia następne, równie piękne wyspy :Maui i Kauai. I zaprawdę warto te serce nadwerężyć.

Jeżeli chciałbyś spędzić parę dni w raju na ziemi kliknij tutaj !


ZAMÓW NEWSLETTER