Marek Śliwka, globtroter i właściciel biura podróży, znalazł sposób, by oszukać metrykę. Zalicza maratony. Biegł już po zamarzniętym Bajkale, w Etiopii i na Antarktydzie.

 

Był już powyżej 4700 metrów, zaczął czuć łomotanie serca i potężne mdłości. Tak go zamroczyło, że zapomniał nawet o piersiówce z glukozą, którą trzymał w kieszeni właśnie na tę okoliczność. Do szczytu Kilimandżaro miał jeszcze 1200 metrów. Usiadł na kamieniu, odpoczął, pamięć wróciła. 

 

Cały artykuł można przeczytać TUTAJ

ZAMÓW NEWSLETTER