Kto chciałby jeszcze kiedyś pobiec w nietypowych okolicznościach przyrody i nie nudzić się nawet 5 sekund, to Maraton Błotny jest idealnym rozwiązaniem.
W miare normalnie było tylko przy starcie. Twardy, stabilny grunt łąki juz po kilku minutach zamienia się w dzikie chaszcze, a za następną minutę już zaczęla się prawdziwa zabawa na błotnistym dukcie pełnym zdradliwych wykrotów, dziur, korzeni, gałęzi i ostrych jak brzytwa traw. Spotkanie z błotnistą materią następilo nagle i niespodziewanie - w sposób szokowy ,kiedy zza zakrętu wyłanil się ustawiony w poprzek jeep Zaczyol się prawdziwy tor przeszkód- poruszanie przez pelzanie , na czworakach, na jednej nodze z druga uwięzioną w mule....
W ten sposób w szóstej minucie biegu stracilem prawy trzewik . Został pewnie już na zawsze w bagnie. Byc może kiedyś będzie dla potomnych cennym znaleziskiem archeologicznym, wiele mówiącym o przedziwnych upodobaniach w spędzaniu czasu wolnego ludzi z początku XXI wieku....
Błotny Maraton to taki bieg, gdzie prawie cały czas wydaje się, że już gorzej być nie może, ale właśnie wbrew tym przeczuciom - jest tylko gorzej. Coraz wyższe podbiegi, coraz większe wilcze doły, coraz gęstsze zarośla...
A kiedy wreszcie wszystko się kończy i kiedy widać już metę na totalnie wyczerpanych biegaczy czekają jeszcze dwa stogi słomy które trzeba sforsować w biegu. Nie wszystkim się to udaje. Niektórzy gramolili się niezdarnie na przeszkodę, po czym równie niezdarnie z niej schodzili tracąc cenny czas
Dla jednego zawodnika czas nawet się zatrzymał. Wgramolił się na sterte słomy z mocnym postanowieniem aby tylko chwile odsapnąć... i ... zasnął natychmiast ze zmęczenia - snem sprawiedliwego...
Obudzil go dopiero gwałtowny grad z deszczem i burza z piorunami, która zapewniła całej reszcie naturalny prysznic.
Wnosić z tego można, że nad ta godną polecenia imprezą czuwała do końca roztropna Opatrzność...