Wąska wstążka drogi wije się kreto wśród indiańskich górskich wiosek stanu Chiapas. Na drogach coraz więcej wojskowych patroli i kolumny pojazdów opancerzonych, zmierzających w kierunku stolicy stanu - San Cristobal. To tu właśnie operuje osławiony przywódca indiańskich chłopów - Marcos. Na drodze oprócz wojska olbrzymie ilości innych pojazdów, głównie ciężarówek załadowanych ludźmi. Nie wszyscy z nich jadą. Część biegnie przed ciężarówkami. Na przedzie każdego takiego peletonu porusza się biegacz z płonącą pochodnią.
Okazuje się, że wjechaliśmy do tego stanu podczas obchodów święta Santa Maria Gwadelupę.
Jest to jedno z największych i najważniejszych świąt w katolickim Meksyku. Tu w stanie Chiapas katolicyzm ma swoje indiańskie korzenie. Ludność w większości indiańska, wniosła do obrzędów religijnych pewne cechy rytuały plemiennego sprzed konkwisty. Mieszkańcy zapadłych górskich miejscowości, całymi wioskami udają się na te uroczystości.
Młodzi i starzy, kobiety i dzieci, panny całe w pąsach od przebytej drogi, kawalerzy o ostrych rysach twarzy, pomarszczona starszyzna wiejska - wszyscy w zgodnym podążają szeregu. Przed samym San Cristobal tłum gęstnieje coraz bardziej. Wysiadamy z mikrobusu, i natychmiast porywa nas z sobą ludzka fala. Utrudzeni drogą pątnicy na nowo odzyskują siły. Podrywają się do biegu. Ruszamy za nimi. Nie wiadomo kiedy ktoś z naszych przejmuje płonącą pochodnię. Nasz mikrobus zostaje gdzieś daleko w tyle, ale kto by się tym teraz przejmował. Zaczynają grać orkiestry. Zwalniamy bieg. Na to tylko czekali nasi towarzysze pochodu. Rozdają kubki. Strumieniami leje się tequila. Jesteśmy już na głównym placu miasta. Pochód zatrzymuje się. Bez przerwy grają orkiestry mariachi, strzelają petardy. Porwane do tańca dziewczyny wirują w ognistych rytmach - wśród nich nasze dzierlatki. Powietrze przepojone wonią drzew migdałowych , zapachem tequili, jest jak narkotyk. Kończą się tańce. Tłum rusza na nowo z religijną pieśnią na ustach. Jej prawie skoczny rytm każe nogom stawiać kroki jak do tańca, i znowu po paru minutach, falują kolorowe indiańskie pasiaki. Do nieba na chwałę Boga i Świętej Panienki z Gwadelupy wznosi się dziękczynny śpiew tysięcy pątników.
Zbiorowa religijna ekstaza osiąga swoje apogeum, kiedy rozentuzjazmowany pochód podchodzi w pobliże kościoła ze świętym obrazem patronki. Nasila się kanonada petard. Taneczne zapamiętanie kończy się jednak u bram kościoła. Zmienia się repertuar pieśni, ale pieśń nie cichnie ani na chwilę. Zgodnie z ustaloną tradycją, pierwsza wchodzi starszyzna, za nimi orkiestra, później reszta. Mają tutaj swoje pół godziny. Po nich wejdą następni i następni. Te pół godziny to olbrzymie przeżycie duchowe. Młody chłopak wpatrzony w Święty Obraz, modli się głośno w swoim indiańskim języku. Jego słowa mieszają się z hiszpańską, cichą, ciepłą nutą, która chwyta za serce.
To nie jest zwykła msza. To spektakl, misterium wiary, odgrywane przez publiczność wcieloną z własnej woli w role aktorów. Magia wspólnoty, mistycyzm miejsca, celebra rzeczy niepojętej. Spracowane, wielkie jak bochny dobrze wypieczonego chleba ręce złożone w geście dziękczynienia za dar istnienia, za radosne świętowanie, które odradza umysł i ciało, daje siły na cały długi rok. Cisi i ufni, opuszczają kościół, ale tylko po to, aby już po chwili na nowo dać się porwać rytmom, muzyce.
Bo w Meksyku fiesta nie powinna mieć końca.
Aby wybrać się w podróż do:
- Meksyk - śladami cywilizacji prekolumbijskich - kliknij tutaj
- Meksyk - Kuba - kliknij tutaj
- Meksyk - Honduras - Gwatemala - kliknij tutaj