MONSUNOWE CHMURY 

         Ostatnie dni deszczowej pory monsunowej. Samolot do Rangunu startuje z Bangkoku już po zachodzie słońca. Dosyć szybko pniemy się w górę doganiając wieczorne zorze. Za oknem samolotu widok, który chciałabym jeszcze kiedyś zobaczyć. Połowa nieba oblana jest bardzo intensywną czerwoną poświatą, miejscami pojawiają się pomarańczowe smugi. Pomimo bardzo dużego natężenia koloru nie jest jasno. Ziemia pod skrzydłami samolotu kryje się w zupełnym mroku.

 

            Na tle płonącej czerwieni nieba pojawiają się chmury. Są ciemnogranatowe. Stwarzają wrażenie  miniaturowych polskich chmur burzowych,  ale widać, że deszcz z nich nie pada.  Bardzo silnie wypiętrzone wyglądają jak wieże lub piramidy ubitego kremu. Z górnej części każdej chmury wyrastają na boki wyciągnięte długie „uszy”.

Takich uszu jest dwa, trzy lub cztery. Wszystkie chmury zawieszone są na tym samym pułapie i wydaje się jakby ktoś wydmuchiwał je pojedynczo ze słomki. Samolot przepływa między nimi, nie zaczepiając żadnej. Nie wiem, czy pilot tak steruje maszyną, czy chmury rozpływają się przed nami na boki. A mnie się wydaje, że lecę między nimi na latającym dywanie . Niektórzy pasażerowie rzucają  się do okien z kamerami, żeby uwiecznić ten niezwykły widok. Ja też usiłuję złapać coś z tego moim aparatem , ale niestety refleksy świetlne na szybach od oświetlonego wnętrza samolotu zepsuły wszystko.

 

            Zjawisko trwa około dziesięciu minut, potem zorze szybko gasną i wszystko pochłania ciemność.

  SCHWE-DAGON 

            Podążam za przewodnikiem przez słabo oświetlone ulice Rangunu. Jest późny wieczór, zupełnie już ciemno. Mijam mężczyzn w spódniczkach i kobiety z pobielonymi twarzami. Przyglądam się mnichom z ogolonymi głowami, ubranym w brunatne, odsłaniające jedno ramię togi, spod których błyskają gołymi piętami zakurzone nogi.

            Zbliżamy się do jakiejś niezwykłej, ogromnej , położonej na stoku wzniesienia budowli, której fragmenty wydobywane są  z mroku nocy  przez światła reflektorów. To słynna Schwe Dagon  - największa stupa świata /XVI-XIX wiek/. Przepycham się przez tłum handlarzy i oganiam przed dziećmi, które usiłują wcisnąć mi do rąk plastikową torebkę. Nie wiem, do czego miałaby służyć.

            Przede mną wyrasta nagle kaskada szerokich, dosyć stromych, nieprzeliczalnych schodów. Teraz wiem, do czego potrzebna jest plastikowa torebka – trzeba zdjąć buty i można włożyć je do torebki. To miejsce święte. Zaczynam marsz pod górę. Stopy z przyjemnością dotykają chłodnego kamienia. Schody są czyste. Po bokach wyłaniają się z mroku nocy podcienia oddzielone kolumnami. Silne wrażenie robi na mnie wszechobecny blask złota i bogactwo ornamentyki. Przyglądam się uważnie jednej z kolumn. Opleciona jest koronkowymi płaskorzeźbami o wymyślnych, wijących się motywach. Błysk lampy aparatu i mam to uwiecznione.

          
            Ze zdziwieniem spostrzegam, że pasmo schodów przecina nagle w poprzek zwykła ulica, po której jeżdżą samochody. Przechodzę ulicę i schody znowu zapraszają do góry . Po prawej stronie ukazują się  spiętrzone dachy – zielone z dużą ilością złotych ornamentów

Przykrywają one  jakieś pawilony usytuowane w ogrodach. Oszołamia mnie bogactwo ozdób. Wszystko wokół złoci się i wije w wymyślnych splotach. Tak niezwykłą architekturę widzę po raz pierwszy w życiu. Nareszcie schody kończą się i wychodzę na plac wyłożony kolorowymi mozaikami z różnorodnych kamieni. Spoczywa na nim ogromna, pokryta czystym złotem budowla w kształcie odwróconego dzwonu. To właśnie stupa Schwe Dagon – centralna część świątyni Buddy.   Podobno  zwieńczenie stupy   inkrustowane  jest  ogromną

ilością 4351 diamentów o łącznej wadze 1800 karatów. Wśród nich znajduje się wielki brylant o masie 76 karatów. Niestety, z powodu znacznej wysokości tej budowli nie można z dołu podziwiać wspaniałości tego wielkiego bogactwa. Zadziwia natomiast ogromna ilość małych kapliczek, które zwartym pierścieniem otaczają centralna stupę. Kapliczki zakończone są smukłą,  złotą wieżyczką, zbudowaną jakby z toczonych obręczy różnej szerokości, nałożonych jedna na drugą. Każda kapliczka przypomina króla szachowego. Pojawiają się licznie, usytuowane w różnych miejscach figurki Buddy, czasem zachwyca wdziękiem rzeźba tancerki, smoka lub wojownika.

            Zwiedzanie tej świątyni nocą wywiera bardzo silne  wrażenie. Tajemniczość, przygaszone, punktowo oświetlone  złoto wylewa się z różnych zakamarków , figury i ornamenty pełne są głębokich , podkreślających kształt cieni, ciemne postacie zwiedzających robią wrażenie przesuwających się duchów.

             Zobaczyłam to wszystko potem w blasku słońca. Można podziwiać wtedy znacznie więcej szczegółów, złoto mocniej bije w oczy, ale atmosfera tajemniczości już się nie powtarza

Aby wybrać się w tą niezwykłą podróż kliknij tutaj !

ZAMÓW NEWSLETTER