MOUNT POPA

             Na górę Natsów jedziemy późnym popołudniem z myślą o podziwianiu zachodu słońca. Autokar sunie najpierw poprzez zieloną równinę , gdzie w palmowym lasku oglądam z zainteresowaniem domowy sposób produkcji cukru i oleju palmowego. Zajmuje się tym jedna rodzina. Na cienkie pnie palm biegną delikatne , giętkie drabiny, na które wchodząc trzeba mieć zręczność małpy. Miejscowi ludzie w ten właśnie sposób zbierają z palm owoce. Siwy wół chodzi w kieracie i mozolnie obraca urządzenie do wyciskania oleju z kokosów . Dzieci przysiadły w kucki przy płocie jak małe wróbelki . Rodzina z uśmiechem wita zwiedzających – wszyscy zostajemy obdarowani koszyczkami z cukrem palmowym. Cukier jest w postaci niekształtnych kulek, żółto-brunatny. W Polsce zyskał jednak uznanie moich bliskich maluchów, jako ciekawy smakołyk.  Wycieczka do Birmy

          Jedziemy dalej drogą wijącą się wokół niewysokich, zielonych gór. W oddali  , patrząc pod słońce, widać już zarysy Mount Popa.  Z zielonych wzgórz wyrasta, niczym czarny ząb , pionowa , walcowata skała. Okiem geologa oceniam, że jest to typowy nek  tj.  zbudowany z twardych skał wulkanicznych rdzeń wulkanu. Otaczające kiedyś  tę formę miękkie skały zostały usunięte po wpływem  erozji. Z oddali widać świątynię położoną na szczycie Mount Popa. Wyobrażam sobie i podziwiam ogrom pracy związany z transportem materiałów budowlanych wzwyż pionowych ścian tej góry. 

            Kręta serpentyna zbliża nas do podnóża , gdzie obficie rozsiadły się kramy, bary, prymitywne restauracje. Obrzucam to wszystko zdawkowym spojrzeniem, bo słońce jest już nisko i bardzo chcę jak najszybciej dostać się na górę. Widzę  schody - bardzo strome , metalowe. Zgodnie z buddyjskim obyczajem zdejmuję pantofle, które zostawiam w specjalnie przygotowanej dla turystów szafce. Rozpoczyna się mozolne wspinanie. Podobno jest tu do pokonania 800 schodów. Wspinam się dzielnie do góry, schodów nie liczę. Mała dziewczynka birmańska pomaga mi wnosić moje torebki i czasem podaje mi rękę. Trochę mnie to początkowo denerwuje, ale pod koniec drogi jestem jej wdzięczna.  Natsy nie dają na razie żadnych oznak swojej obecności. Widzę natomiast, że Mount Popa opanowana jest przez małpy. Małpy są wszędzie, na schodach, na balustradach, na podestach. Zwisają z gałęzi i z ogrodzenia. Nie wykazują żadnej obawy przed ludźmi, właściwie nas ignorują. Są to ładne stworzenia o miłym pyszczku, długim ogonie i szarej sierści. Małpy, zależnie od wieku są różnej wielkości – od rozmiarów małego kotka do sporego pawiana, ale nie są to pawiany.  Widząc samotną, małą małpkę wyciągam rękę , żeby ją pogłaskać. Jak wielkie jest moje zaskoczenie, gdy nagle, jak  spod ziemi pojawia się matka, a może ciotka maleństwa i rzuca się na mnie z pazurami wczepiając się w moją spódnicę. Z trudem wyzwoliłam się z tego uścisku i tylko dzięki pomocy birmańskiej dziewczynki moje ubranie nie zostało podarte.  

          Nareszcie osiągam szczyt. Wynagradzam dziewczynkę i rozglądam się wokoło. Świątynia nie robi na mnie żadnego wrażenia – nie pamiętam nawet jak wyglądała. Zdaje się, że jest to zespół klasztorny z kilkoma wieżyczkami zakończonymi kopułą, jakieś balustrady, kolumienki. Budowla ta, w kolorze kremowym, zajmuje całą powierzchnię spłaszczonego szczytu. Z zainteresowaniem obserwuję małpy, ale już z odpowiedniego dystansu. Myślę, że Natsy, jeżeli są na tej góra, to siedzą pewnie w małpach. Mount Popa tkwi w środku pięknego krajobrazu.  Od strony wschodniej towarzyszą jej  góry częściowo zielone, porośnięte drzewami, a czasem brunatne od spalonej słońcem trawy.  Od zachodu, w kierunku słońca, rozciąga się szeroka, zielono-płowa równina. Czerwonawe i mocno zamglone słońce wisi nisko nad równiną  różowiąc trochę czubki drzew. Horyzont zasnuwa warstwa mgły. Zachód , niestety , był dzisiaj brudny i mało kolorowy, ale pozostało wrażenie ogromnej przestrzeni otaczającej tę niezwykłą formę morfologiczną. Kilkaset schodów w górę i  potem w dół nie stanowi problemu dla kogoś, kto ma ambicję pokonać tę wyniosłość i jej pionowe ściany.  Na dole odnajduję swoje pantofle i już w zupełnych ciemnościach trafiam do autokaru.

Aby wybrać się z nami na wyprawę:

-Birma-Kambodża-Wietnam-Laos - kliknij tutaj

-Birma-Kambodża - kliknij tutaj

-Birma-Laos- kliknij tutaj

-Birma- zwiedzanie + wypoczynek -kliknij tutaj

-Chiny południowe - Birma - kliknij tutaj

ZAMÓW NEWSLETTER