Kończą się wakacje czas słońca i kolorów, czas natchnienia dla artystów i wytchnienia dla ducha umęczonego długimi miesiącami wiernymi zimie i smutkowi. Wybrałem się z moim wnukiem Janem na wycieczkę za miasto. Jechaliśmy żwawo w środku lata, coraz bliżej do natury, mijaliśmy krajobrazy przecięte na pół wodami rzek przez przykurzone wsie aż wydostaliśmy się w końcu na otwartą przestrzeń. A tam nagle -potężne, nieogarnięte aż po horyzont pole słoneczników, wysokich jak ludzkie postacie, zwrócone główkami ku słońcu. Kiwały się z wiatrem w rytm sobie tylko znanej, tajemnej melodii, którą wyśpiewają od wschodu pierwszego letniego słońca …
Życie słoneczników jest takie krótkie ale jednocześnie intensywne, silne i wyraziste. Taki cud nie może trwać długo. Gdy po tygodniu wracaliśmy - już powoli znikały. Zanikały kwiaty wyglądające jak zakochani ludzie, nie było już tysięcy, cieszących oczy ,zielonych łodyg iskrzących się w słońcu. Wybuch kolorów , ognisko odcieni powoli gasło .Wyglądały jak armia poczerniałych istot ze zwieszonymi główkami ,pogrążonymi w półśnie, zapatrzonymi w popiół ziemi… Niebo było szare. Kto się wzruszył kiedykolwiek widokiem samotnego słonecznika na polu czy w ogrodzie, ten wie o czym mówię. Słoneczniki żyją, dopóki króluje im słońce, i jemu się poddają. Słońce wiecznie zawieszone na wielkim błękicie, zawsze na służbie ale nie karne jak żołnierz w szeregu ,lecz niezależne buchające całą swą potęgo. Są ludzie, którzy żyją naładowani lśniącym ciepłem jak bateria słoneczna. (Też się do nich zaliczam…). Kiedy słońce znika za chmurami, to tak jakby nagle nie mieli czym oddychać. Szarzeją , smutnieją ,ostatkami sił przeżywają zimę. Budzi ich do radości dopiero dotyk promyka sło boskiego światła. Światło ma moc przywracania do życia, bez niego martwa jest nawet sztuka. Najwspanialsze dzieło sztuki pozostaje uśpione dopóki nie otworzę się przez załamanie światła. Światło rzeźbi krajobrazy , światło tworzy i pozwala innym wziąć udział w akcji tworzenia . Od niego zależy wszystko, choć jest takie niematerialne. Czasami daje się uchwycić przez moment w kropli wody albo w pryzmacie szkiełka , ale nigdy nikt nie zamknął go na zawsze ani w szkle, ani w ziemi, w wodzie czy powietrzu.
To był hipnotyzujący widok. Staliśmy z Janem z wzrokiem wbitym w ocean falujących słoneczników, nie mogąc oderwać wzroku. Jakby w obawie, że taki widok może się już nigdy nie powtórzyć. Wpatrywaliśmy się więc zachłannie, w kompletnej ciszy, czując jak spora część skondensowanej energii światła, przypływa w naszym kierunku. W końcu ruszyliśmy z wolna, oglądając się mimowolnie raz po raz za siebie , aby upewnić się że cały czas tam jeszcze są. Że to nie fatamorgana, ulotny miraż wywołany nadmiernym upałem... Tak Jan, jak i ja chcielibyśmy opowiedzieć jaki to rodzaj wzruszeń. Ale chyba nie da się tego ująć w formułę opowieści, która oddała by rodzaj emocji jaki nam się przytrafił. Może więc dobrym pomysłem byłoby wybrać się na słonecznikowa plantacje i skonfrontować osobiście jakie to może wywołać emocje. Moim zdaniem znacznie silniejsze niż przy oglądaniu namalowanych przez Van Gogha jego słynnych” Słoneczników”. Van Gogh zamknął światło w żywych płatkach olejnej farby na płótnie. Stworzył obraz kwiatów zakochanych w słońcu. Bo takie są właśnie słoneczniki. Dajcie sobie kiedyś szansę zakochania się w nich na zawsze :) Są na wyciągnięcie ręki.