Moja przygoda z Nieńcami rozpoczęła się ponad 20 lat temu. Był mroźny, zimowy poranek, kiedy to wędrując zaśnieżonymi ulicami Workuty dojrzałem niezwykłych ludzi…. Stojąc obok sań zaprzęgniętych w renifery (odzianych w futra tych zwierząt), sprzedawali rozrzucone na chodniku mięso. Wówczas nie miałem na ich temat większego pojęcia. Przybyłem w to miejsce aby szukać pozostałości po sowieckich łagrach, a tymczasem odkryłem Ich - władców rosyjskiej dalekiej północy!

Na ich kolejny ślad wpadłem rok później. Przemierzając wówczas bezkresną, śnieżną pustynie rosyjskiej Arktyki, dostrzegłem pasące się, sporej wielkości stado reniferów. Podziwiając i bez reszty poświęcając się fotografii, zauważyłem nagle nadjeżdżających właścicieli stada. Mknąc na saniach zaprzęgniętych w renifery zatrzymali się tuż przy naszym wiezdiehodzie  (pojeździe gąsienicowym, którym tu dotarłem – najbardziej sprawdzonym środku lokomocji w rosyjskiej Arktyce).

 

Musiałem jednak śpieszyć się z grzecznościami i rozmową (suto zakrapianą litrami zabranej z Workuty wódki). Dzień o tej porze syberyjskiej zimy trwa tutaj zaledwie 5 godzin, a temperatura w okolicach minus 40 stopni nie zachęca do zbyt długiego rozkoszowania się świeżym powietrzem.

Korzystając jednak z zaproszenia i gościny moich rozmówców, następnego dnia miałem wreszcie sposobność obserwowania ich dnia codziennego. Dla nienieckiej osady (cium) dzień taki rozpoczyna się tradycyjnym wyjazdem mężczyzn do stada reniferów. Odziani w skóry tych zwierząt, pędząc na saniach ciągniętych przez niezawodne na tej szerokości geograficznej renifery, szybko znikają za horyzontem. Na miejscu pozostają kobiety - będą gotować, szyć i sprzątać. Oto jedna z wielu osad i jeden z typowych poranków koczowniczego narodu Nieńców, liczącego niemal 30 tys. ludzi, rozproszonych na północnym pograniczu Europy i Azji.
Ci aborygeni rosyjskiej dalekiej północy, od wieków zamieszkiwali te ziemie, zajmując się hodowlą reniferów, rybołówstwem i myślistwem. Kiedy w czasach Związku Radzieckiego, wprowadzono upaństwowioną gospodarkę rolną, osady Nieńców podzielono na brygady i przydzielono do poszczególnych sowchozów. Po rozpadzie ZSRR rozpoczął się trudny proces usamodzielnienia poszczególnych ciumów. Część stada jest teraz własnością mieszkańców osady i może być sprzedana na wolnym rynku. Brygada wypasa dziś przeciętnie od jednego do trzech tysięcy reniferów.


Koczowniczy lud Nieńców to jeden z wielu narodów zamieszkających ogromne obszary Syberii. Mimo podejmowanych w XVI w. prób nawracania ich na prawosławie i prowadzonej w XX w. indoktrynacji komunistycznej, naród ten w porównaniu z innymi w dużym stopniu zachował własną kulturę i język. Dowodzi tego m.in. odradzanie się instytucji szamana - pośrednika między światem duchów i ludzi. Miałem okazję przekonać się o tym w praktyce podziwiając któregoś dnia, niezwykłą szamańską ceremonię pojenia świętej lalki krwią i wódką.

 

To co wzbudziło mój szczególny podziw to ubierane odświętnie wspaniałe, narodowe stroje. Wyszywane ręcznie na skórach reniferów inskrypcje stanowiły istną mozaikę wzorów. Przygotowanie takiego stroju, składającego się z butów (pimy), wewnętrznego futra (malica) oraz futra zewnętrznego, zszytego z rękawicami oraz czapą (jakuszka lub pany), trwa wiele miesięcy i wymaga pracy wielu kobiet. Strój mężczyzny uzupełnia ornamentowy pas z pochwą na nóż i samym nożem. Im więcej zdobień i złączy na pasie, tym wyższa pozycja mężczyzny w ciumie.
Mężczyźni powrócili do osady tuż przed zachodem słońca. Była to zarazem pora najważniejszego posiłku, którego głównym daniem - zgodnie z kilkusetletnią tradycją tego ludu - jest surowe mięso renifera. Oznaczało to, iż będę świadkiem niezwykłej uczty. Widok świeżo odartego ze skóry renifera oraz kręgu siedzących wokół niego Nieńców był powalający. Zaproszony do wspólnej uczty nieśmiało kosztowałem mięsa po kawałku. Po chwili podano również i napoje, a konkretnie napój. Ponieważ przywieziona przeze mnie w sporych ilościach wódka już się skończyła to na „stół” powędrował tradycyjny rosyjski samogon. Problem popitki został załatwiony równie szybko i skutecznie. Duża chochla przyniesiona z jurty idealnie nadawała się do nalewania spływającej w dół żeber krwi zwierzęcia. Kubki do samogonu jak i popitki pozostały te same. Kolorytu tej nieziemskiej kolacji dodała jeszcze wielobarwna zorza, która rozświetliła nasze „przyjęcie”, pozostawiając te niezwykłe obrazy już na zawsze w pamięci.

Po skończonym posiłku wszyscy biesiadnicy udali się na zasłużony spoczynek do swoich ciumów. Słowo "cium" w języku nienieckim ma podwójne znaczenie: z jednej strony oznacza osadę, z drugiej - jurtę (przenośny namiot ze skór reniferów, budowany na planie koła). Liczba takich jurt w ciumach jest różna i wynosi od jednej do kilkunastu. W jurcie o powierzchni ok. 20 metrów kwadratowych mieszka zazwyczaj 7-12 osób. Na środku każdej z nich ustawiony jest piecyk (tzw. burżujka), a wokół rozłożone są skóry. W tych iście spartańskich warunkach, przykryty kilkoma warstwami skór i wciśnięty w kręgu między domowników szybko zasypiam. Płomień w piecyku stopniowo przygasa, więc nad ranem temperatura w jurcie niewiele różni się już od temperatury na zewnątrz...


Arkadiusz Kotliński (Product Manager, Pilot i przewodnik na nienieckiej wyprawie „Rosja: Syberia za kręgiem polarnym – u Nieńców + zwiedzanie Workuty i okolic”. https://wyprawy.pl/pl-PL/oferta/niency-rosja-ural-polarny-wyprawa-na-koniec-polarnego-swiata,1070.html  )

Zainteresowanym tematyką polecam także moje publikacje:

  • „Tundra Samojedów”, Tygodnik „Wprost”, Nr 908 (23 kwietnia 2000),
  • „Syberyjscy Nomadzi”, Miesięcznik „National Geographic” nr 8/2010.

 

 

ZAMÓW NEWSLETTER