Fotografia – to zbiór spostrzeżeń, utrwalona na papierze refleksja, zachwyt lub obrzydzenie, cała skala uczuć. Albo cisza, statyczna bryła architektoniczna, która przemawia sama za siebie. To wycinek, skrawek rzeczywistości, mała reprodukcja natury lub portret człowieka. Kiedy fotografujesz ludzi, musisz wczuć się w ich sytuację. Kiedy trzeba musisz być współczujący, przejęty, poważny. To jest najważniejsze.
To, czy zrobisz dobre zdjęcia, zależy nie tylko od umiejętności i dobrego sprzętu. Także od tego, na jaki dystans fotografowana osoba pozwoli ci się do siebie zbliżyć, na ile się przed tobą odkryje. Musisz umieć patrzeć na drugiego człowieka jak na człowieka, a nie jak na obiekt. Banalne? Ale to jest klucz. Nie wolni się śmiać, fotografując cierpienie. Nie wolno podchodzić za blisko, jeśli ktoś sobie tego nie życzy.
W różnych zakątkach świata różne panują zwyczaje związane z fotografowaniem. Indiańskie wioski Gwatemali i Meksyku są zarazem rajem i piekłem dla fotografów. Rajem – bo wszystko jest tam godne uwiecznienia. Piekłem – bo ci Indianie, których kolorowe tradycyjne stroje w wyobraźni utrwalasz już na kliszy, wierzą, że fotografowanie źle na nich wpływa. Traktują błysk flesza jako akt odbierania im duszy. Dlatego nie można im robić zdjęć nie zapytawszy uprzednio o pozwolenie. Pamiętam jak w Meksyku w małym kościołku w San Juan Chamula na naszych oczach rozegrała się wspaniała scena – składanie darów. Indianin siedział w kucki i zarzynał koguta. Obok leżało zawiniątko z kukurydzianymi plackami i butelka Coca-Coli. Indianin wznosił swoje modły, może prosił o deszcz. Wydawało się, że nie widzi nic, że jest zajęty tylko sobą i swoimi zaklęciami. Znajomy zrobił mu zdjęcie….. Indianin wstał, bez słowa podszedł, szybkim ruchem wyjął mu aparat z rąk i rzucił go na ziemię. Potem wrócił na swoje miejsce. Nikt więcej nie ośmielił się mu przerywać. Nikt nie miał nic do powiedzenia. Po prostu takich rzeczy robić nie wolno. Jeżeli ktoś obrzuci cię wyzwiskami lub zniszczy ci aparat, możesz mieć pretensje tylko do siebie. Nieraz zdarza się, że obrażone Indianki podnoszą wielki krzyk, grożą ci klątwą indiańskiego „el brujo’’. Oczywiście nie zawsze. W miejscach, do których od lat udają się turyści, pozowanie do zdjęć dla wielu mieszkańców stało się sposobem na zarobienie kilku peso. Celują w tym głównie dzieci, które najpierw jak gdyby nigdy nic, tak się ustawiają, że prędzej umrzesz niż przejdziesz nie wykorzystując tego ujęcia, a potem wołają o pieniądze.
Inaczej jest w Indiach. Pojawienie się w jakiejś małej wiosce jest przeżyciem niezwykłym zarówno dla podróżnika jak i dla mieszkańców, którzy nierzadko po raz pierwszy w życiu widzą białego człowieka. To powód do śmiechu, żartów, przepychanek, do porównywania skóry i włosów, dzieci dotykają cię, jakbyś był jakimś egzotycznym zwierzem. Serio! Zdarzyło się to w drodze do Gorakhpur. Jednocześnie nie mają nic przeciw fotografowaniu, wręcz ich to śmieszy. Hindusi są niesamowicie przyjaźni i otwarci, i do tego piekielnie ciekawscy. W dużych miastach często zdarza się, że to oni chcą mieć zdjęcie z tobą „na pamiątkę’’, jak mówią. Jest to bardzo miłe, bo wówczas automatycznie robisz im mnóstwo zdjęć i nie mają nic przeciwko temu. W forcie Purana Quila w Delhi nosiłem na rękach chyba z dziesięcioro dzieci, kiedy kolejne hinduskie małżeństwa pytały, czy mogą mnie sfotografować ze swoim synem czy córką. Jednocześnie nie można zapominać o tym, by zachować dystans w świątyniach, podczas obrzędów. Kiedy płyniesz łodzią po Gangesie, możesz z oddali uwiecznić płonące stosy kremacyjne, ale pod żadnym pozorem nie wolno ci tego robić z bliska!!!
Jak mówili już starożytni: „Patrzący musi się stać pokrewny temu na co patrzy i musi stać się podobny do tego co ma kontemplować. Nigdy bowiem nie ujrzy słońca oko, które nie stało się słoneczne.