Antarktyda biegowo podbita!

Po prawie ośmiu dniach oczekiwania na ustabilizowanie się pogody, po sześciu odwołanych alarmach nocnych, kiedy już wkradały się nastroje zwątpienia, nareszcie na krótko otworzyło się niebo nad Białym Kontynentem. Maraton został rozegrany. Biegliśmy po krótkiej nocy w namiotach, przy zmieniającej się jak w kalejdoskopie pogodzie pośród fok, pingwinów i zniewalających krajobrazów. To niesamowite przeżyce! Mimo, że był to maraton po maratonie, mimo że organizm nie zdążył się zregenerować to za sprawą prawdopodobnie swoistego magnetyzmu tej części świata już od momentu startu czułem, że zmęczenie prysło i rosną mi biegowe skrzydła. Każdy z sześciu odcinków pokonywałem w coraz szybszym tempie, aby na koniec praktycznie prawie frunąć. Taka rzecz możliwa jest tylko na Antarktydzie. Ostatecznie wylądowałem na drugim miejscu w klasyfikacji ogólnej.


ZAMÓW NEWSLETTER